Między afrykańskim socjalizmem a KGB
W odpowiedzi Jarosławowi Jakimczykowi

  • Między afrykańskim socjalizmem a KGB

    Widok wystawy "After Year Zero", fot. B. Stawiarski

W ostatnim numerze Arteonu ukazała się niezwykle wnikliwa recenzja wystawy „After Year Zero” autorstwa Jarosława Jakimczyka. Jednak w wielu miejscach prezentowana w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie wystawa jest przez autora recenzji odczytywana opacznie. 

Magda Lipska, współkuratorka wystawy „After Year Zero” 

Tekst, zatytułowany „Między Kakaolandią a kryptonimem ‘Busz’”, stara się dowieść słabości wystawy posądzając ją wręcz o semantyczna aberrację (co wspólnego ma wyzwolenie Ghany z 1957 z upadkiem faszyzmu w 1945?). Głównym zarzutem stawianym przez autora jest bezkrytyczność kuratorów w podejściu do przedstawionego materiału wizualnego, a także wybiórczość przeprowadzonych badań pomijająca m.in. archiwa służb specjalnych, a tym samym niekompletność lub wręcz błędność przedstawionych tez. 

Zanim szczegółowo odniosę się do niektórych ze stawianych przez autora zarzutów, chciałabym poczynić kilka uwag natury ogólnej. Po pierwsze, wystawa „After Year Zero” nie jest wystawą o PRL, ani też o współpracy służ bezpieczeństwa z krajami tzw. Trzeciego Świata. Opowiada ona historię dekolonizacji i wydarzeń, które do niej doprowadziły. Swoistym novum tej narracji jest fakt, że stara się ona uniknąć zapośredniczonej „europejskiej” perspektywy oddając głos jej protagonistom. Stąd niezliczona w wystawie ilość dokumentów z epoki – filmów, czasopism, wycinków prasowych, cytatów i fotografii, które oddają głos jej aktorom i pozwalają w pełniejszy sposób uchwyć „ducha” tamtych wydarzeń.

Po drugie, nie jest to opowieść totalna i nie rości sobie pretensji do obiektywizmu. Pisanie czy przepisywanie historii jest, jak wiadomo, uprawianiem fikcji (Foucault), czynnością stricte zsubiektywizowaną, dyskursem pośród wielu innych. Jest także zawsze i nieuniknienie selektywne w doborze źródeł, faktów i głosów mówiących. W odróżnieniu od autora, patrzącego na historię przez pryzmat archiwów SB, które bada od kilku lat, kuratorzy „After Year Zero” oddali głos pisarzom, filmowcom, artystom i badaczom, którzy tę epokę współtworzyli i współtworzą zabierając krytyczny głos wobec dziejącej się historii. Po trzecie, co zaznaczono w tekście wprowadzającym do wystawy, wystawa śledzi i celowo daje się uwieść pewnej wizji politycznej zmiany, opartej na zasadach współpracy i wzajemnej pomocy, jak również na poszukiwaniu podwalin globalnego uniwersalizmu, tak potrzebnego dziś w obliczu rozpadu idei, politycznych struktur i wzajemnego zaufania zarówno w życiu politycznym jak i społecznym.

Co zatem wspólnego ma wyzwolenie Ghany z 1957 roku z upadkiem faszyzmu w 1945? Otóż ma niejedno. Pokonanie nazistowskich Niemiec i upadek faszyzmu (celowo odnoszę się tutaj do rozróżnienia stawianego przez autora, który zdaje się zapominać, że nazizm to nic innego jak niemiecka odmiana faszyzmu), to tytułowy „rok zerowy” dla Europy, ale również dla europejskich kolonii. Rok 1945 nie tylko położył kres „cywilizacyjnej misji Europy”, ale również otworzył polityczną przestrzeń dla dekolonizacji. Wystawa opowiada o tym na trzech poziomach.

Po pierwsze, przywołując zaangażowanie rekrutów z kolonii po stronach alianckich w walce z nazizmem, za które, podobnie jak w I wojnie światowej, obiecano im możliwość samostanowienia. I podobnie jak po I wojnie światowej tej obietnicy nie dotrzymano. Po drugie 1945 to rok, w którym odbywa się V Kongres Panafrykański w Manchesterze, na którym spotkali się późniejsi przywódcy nowo utworzonych państw afrykańskich (Kwame Nkrumah, Jomo Kenyatta, Patrice Lumumba). Wydarzenie o tyle istotne, że ożywiło ideę panafrykanizmu i stało się motorem myśli dekolonizacyjnej. To właśnie na tym kongresie, po raz pierwszy od momentu powstania ruchu w 1900 roku, wysunięto żądania politycznej suwerenności krajów Afryki i Azji.

Po trzecie, jak wskazuje Ali Mazrui, autor przywołanego przez The Otolith Group w pracy „W roku spokojnego słońca” eseju „Nkrumah: leninowski car” (Nkrumah: The Leninist Czar), II wojna światowa to czas, kiedy Europa zajęta walka Hitlerem, wycofuje się z kolonii, w których w owym czasie umacnia się nacjonalizm i powstają struktury umożliwiające przejęcie władzy, co da o sobie znać po zakończeniu wojny w postacią mnożących się ruchów narodowowyzwoleńczych (na ten aspekt wojennej historii w odniesieniu do Martyniki zwraca również uwagę Edouard Glissant, w pokazywanym w programie filmowym towarzyszącym wystawie filmie Manthii Diawary „Edouard Glissant: One World in Relation”).

Jarosław Jakimczyk więc albo niezbyt uważnie zwiedzał wystawę albo celowo pominął te aspekty przytoczonej narracji. Podobnie jak nie dopatrzył się on dwuznaczności we wspomnianej już pracy wideo The Otolith Group „W roku spokojnego słońca” której narracja oparta została na eseju Ali Mazruiego „Nkrumah: leninowski car” opublikowanym w 1966 roku na łamach ugandyjskiego magazynu „Transition”. Esej ten, a za nim prezentowany film, ukazuje całą dwuznaczność ghanijskiego przywódcy, który z charyzmatycznego lidera ruchu niepodległościowego Złotego Wybrzeża, stał się autorytarnym władcą, bezwzględnie niszczącym jawną opozycję i wtrącającym do więzienia swoich politycznych oponentów. Zarzucając wystawie prezentowanie zbyt lukrowanego oblicza Nkrumaha i nawołując do krytycyzmu wobec historycznych faktów, Jakimczyk przywołuje głos nadwornego historyka brytyjskich służb specjalnych Christophera Andrewa, który podważa uznane przez większość badaczy zaangażowanie CIA w pucz wojskowy obalający Kwamego Nkrumaha, mimo iż pucz ten wprowadził otwarcie prozachodni kierunek polityki kolejnego przywódcy Ghany generała Josepha Ankraha cofając dotychczasowe panafrykańskie reformy i rozpoczynając proces liberalizacji gospodarczej pod dyktando Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Podobnie bezkrytycznie czyta Jarosław Jakimczyk zaangażowanie Belgii i USA w obalenie pierwszego premiera Konga Patrice’a Lumumby, określając wspomagany przez CIA przewrót wprowadzający dyktaturę wojskową Mobutu „rządowymi siłami Demokratycznej Republiki Konga” walczącymi ze „wspieraną przez Kubę i Chiny rebelią”.

To prawda, że wystawa włącza materiały propagandowe jako świadectwa epoki, o której mówi. Pozostawione jakoby bez komentarza materiały filmowe z wizyty Nkrumaha w Polsce i małżeństwa Ochabów w Etiopii to fragmenty kronik filmowych, które jako takie opisane zostały na tabliczce towarzyszącej prezentacji. Status kronik filmowych jako materiału propagandowego służącego sławieniu dokonań Polski Ludowej wydał nam się niekwestionowany, stąd dziwi zarzut autora, że nikt nie uprzedza publiczności, iż entuzjazm dzieci machających chorągiewkami na trasie przejazdu głów państw mógł nie być spontaniczną reakcją polskich dzieci radośnie witających pierwszego premiera Ghany. 

Propagandowy dokument „Śmiejący się człowiek – wyznania mordercy” NRD-owskiego duetu Walter Heynowski i Gerhard Scheumann oraz „Allons enfants ... pour l'Algérie” Karla Gassa to osobny przypadek. Oba te filmy funkcjonujące we Wschodnich Niemczech jako narzędzie propagandowe wymierzone w kompromitację Zachodnich Niemiec kontekstualizuje na wystawie sąsiedztwo, w którym zostały pokazane. Ten pierwszy – zaaranżowany wywiad z Siegfiriedem Müllerem, byłym oficerem SS, niemieckim najemnikiem i dowódcą partyzanckiego oddziału służącemu zdławieniu lumumbistycznego powstania w Kongu zestawiony został z satyrą polityczną kongijskiego reżysera Balufu Bakupa-Kanyinda, ukazującą rządy dyktatora Mobutu Sese Seko. Brak komentarza pozbawia ten film jego antykomunistycznego ostrza i uzupełnia wizję Bakupa-Kanyindy o niezbędny historyczny kontekst. „Allons enfants…” Karla Gassa opowiadający o zaangażowaniu Zachodnich Niemiec w eksploatację skolonizowanej Algierii i krytyczny wobec polityki Franza Josepha Straussa, ówczesnego ministra obrony RFN, zestawiony został z innym antyimperialistycznym dokumentem - filmem Tadeusza Jaworskiego „80 dni Lumumby”. Charakterystyczne, iż tutaj brak stosownego komentarza o propagandowym charakterze filmu już nie przeszkadza Jarosławowi Jakimczykowi, co umacnia tylko Foucaultowską tezę, iż obsesyjne dążenie do historycznej „prawdy” jest niczym innym jak umacnianiem własnej pozycji władzy, czego właśnie kuratorzy wystawy starali się uniknąć. Nie różnicując materiału pokazywanego na wystawie - przypomnę, że dzieła sztuki zestawione są tutaj z dokumentami epoki, oryginały z kopiami, fikcja z dokumentem bez wyróżniania statusu któregokolwiek z nich – kuratorzy umożliwili nowe, analityczne odczytanie prezentowanych źródeł, pozostawiając możliwość krytycznego osądu w rękach i umysłach zwiedzających.

Rzecz ostatnia: komunizm. Słowo to rzeczywiście nie dominuje w narracji wystawy, mimo iż w okresie dekolonizacji Afryka stała się swoistym poligonem walki o wpływy Bloku Wschodniego z jednej i krajów Zachodu z drugiej strony. Nie pojawia się ono, ponieważ państwa Afryki i Azji dość wcześnie, bo już w 1956 roku, po inwazji Związku Radzieckiego na Węgry, zdystansowały się od totalitarnej polityki Moskwy. Odcięły się one również od imperialistycznej polityki państw Zachodu i ta debata jest w wystawie wyraźnie obecna. Po pierwsze, przez przytoczoną jako czołowe wydarzenie ery dekolonizacji konferencję w Bandungu, której delegaci w jednym z 10 proklamowanych postulatów opowiedzieli się za nie wspieraniem żadnej ze stron Zimnej Wojny i potępieniem kolonializmu „we wszystkich jego odmianach”, i której bezpośrednim rezultatem stało się zawiązanie ruchu państw niezaangażowanych. Po drugie, przez prezentowaną na wystawie książkę Maleka Bennabiego „L'Afro-asiatisme”, w której ten czołowy algierski intelektualista dowodzi konieczności zerwania zarówno z Zachodem, jak i Wschodem proponując wytycznie nowej osi politycznej współpracy łączącej Tangier z Dżakartą. Po trzecie poprzez postać Ousmane Sembène i jego film „Ceddo”, którym nawołuje Afrykańczyków to zachowania swej kulturowej i politycznej odrębności.

Faktem jest, że większość państw afrykańskich i większość afrykańskich przywódców sympatyzowała z Blokiem Wschodnim, a socjalizm wydawał się im atrakcyjną doktryną ekonomiczną i społeczną. Jednak bardzo wcześnie opowiedzieli się oni za potrzebą budowania własnej drogi, propagując wizję socjalizmu, który pragnęli budować na wzór afrykański. I ten materiały również został pokazany na wystawie. Prezentujemy nie tylko „On African Socialism” Léopolda Sédara Senghora, poety i prezydenta Senagalu, którego koncepcja afrykańskiego socjalizmu miała być rodzimą alternatywą dla marksizmu, opartą na założeniach filozofii négritude, jednego z czołowych propagatorów tej formacji myślowej, jak również artykuł „Afican Socialism” z 1963 Toma Mboyi, kenijskiego polityka wspierającego negocjacje niepodległościowe Kenii z Brytyjczykami, rysującym wizję tego, jak miałby wyglądać i na czym opierać się afrykański socjalizm, czy debatę „Talking Aloud on African Socialism” opublikowaną w 24 numerze „Transition” z 1966, w której udział wzięli Margaret Roberts, Ernest Gellner, Anthony Crosland, Robert Serumaga i Paul Mbayi. Ta debata i te przykłady pokazują, że wachlarz postaw pomiędzy byciem pro lub anty-komunistą jest dużo szerszy, i że to te postawy i te wątpliwości kształtowały życie polityczne i intelektualne Afryki tamtych czasów.

Nie jest prawdą, że kuratorzy wykluczyli działalność służb specjalnych z narracji wystawy, choć rzeczywiście nie zajmuje ona w niej zbyt wiele miejsca. Pokazujemy miedzy innymi dzieje inwigilacji świata kultury przez CIA na przykładzie wydawanego w Wielkiej Brytanii miesięcznika „Encounter”. Działalność wywiadowczą CIA i KGB, a także odgórne sterowanie polityką Czarnego Kontynentu, o które upomina się Jarosław Jakimczyk, przybliża dokument Jihan El-Tahri „Kuba: afrykańska Odyseja”, który pokazujemy jako ostatni film w towarzyszącym wystawie programie filmowym. To jednak nie działalność wywiadowcza lub jej brak stanowi o istocie wystawy. Jest nią raczej wydobycie na światło dzienne żywiołowej wymiany intelektualnej, która doprowadziła do lub wspierała procesy dekolonizacji. Dzięki temu możemy zobaczyć przeszłość (również własną - tę polską i tę europejską) w zupełnie nowym świetle. Uświadamia nam ona, (czego nie zrobią tajne teczki zawsze jednorodnie podporządkowane panującej ideologii), że historia nigdy nie jest czarno-biała i że „czarna dziura” (dziękuję za to sformułowanie Jakubowi Majmurkowi), jaką dla wielu była i jest PRL, mogła wydać z siebie nie tylko kryptonim „Busz” i tajne teczki służb bezpieczeństwa, ale również wybitny wkład polskich ekonomistów w badania nad rozwojem (przywołana w tytule tekstu Jakimczyka „Kakaolandia” to tytuł gry planistycznej opracowanej w latach 60. Przez polskich ekonomistów, badających możliwości rozwojowe zapóźnionych gospodarek postkolonialnych) czy wzorcowe przykłady architektury i urbanistyki tworzone przez Polaków dla społeczeństw Afryki i Bliskiego Wschodu.
 

Zobacz także: