Dorota Kotas o udziale w 3. edycji Stypendium im. Bogny Olszewskiej

Dorota Kotas o udziale w 3. edycji Stypendium im. Bogny Olszewskiej

Nie wiem, jak podsumować ten projekt. Nie wiem tego, ponieważ on ciągle jeszcze się dzieje. Z formalnego punktu widzenia – pewnie nie najlepiej. Z mojego punktu widzenia – bardzo dobrze. Niech jeszcze trwa. Efektem mojego Stypendium jest projekt Bursa TR.

Możliwe, że ten tekst okaże się zbyt długi do czytania. Jest to mocno prawdopodobne – a to dlatego, że nawet już w tym momencie mam ochotę wspomnieć o czymś, co pewnie się nie nadaje, a jest to sen o tym, że jadę pociągiem do Torunia. Więc wspominam to, chociaż nie jest to zbyt poważne, a jednak uważam to za mocny efekt tego właśnie Stypendium.

Chciałabym, żeby wstęp był czymś w rodzaju ostrzeżenia. Myślę, że po prostu lepiej będzie, jeśli już teraz przyznam, że raport jako gatunek literacki nigdy nie był mi specjalnie bliski, ale za to zawsze mogę po prostu napisać coś – to znaczy tekst.

Dlaczego wybrałam współpracę z TR Warszawa? Na pewno nie dlatego, że fascynuje mnie teatr. Ale jest mi najbliższy – ten konkretny teatr – i to jest jakiś powód, najbardziej zgodny z prawdą. Poza tym mam wrażenie, że to nie ja wybrałam TR Warszawa, ale że to on mnie wciągnął (i wciąga od dawna). Coś w nim jest – to zdanie na pewno bez sensu zabrzmi w raporcie. Trudno mi jednak wyliczyć poprawną merytorycznie listę powodów występowania takiego stanu rzeczy. Oczywiście podoba mi się, że teatr może ożywić tekst. Lubię też złożoność języka, którym posługuje się teatr – to, że jest jednocześnie do patrzenia, do słuchania i poruszania, wszystko na raz, to jest niezła moc. Ale nieoficjalnie lubię też to, że poza czasem pokazów teatr jest prawie pusty i jest bezpieczny. Są w nim ciemne sale warsztatowe, wąskie korytarze, dziwne zakamarki oraz przysypiający portierzy nie zwracający na nic uwagi i przyjmujący, że jeśli się tu przyszło, to jest się stąd i że samemu się wie, czego się szuka i po co się tutaj jest. Lubię też, że można wejść z psem i że na co dzień wszystko wydaje się bardzo znajome, a w kuchni od przynajmniej dziesięciu lat wiszą te same portrety tych samych aktorów. Możliwe, że intuicyjnie wybieram miejsca podobne do tego. Ich temperatura albo ich puls w sposób doskonały synchronizuje się z moim pulsem. To jest moje wytłumaczenie przyczyny, a poza tym jeszcze to uczucie, że Ania Rochowska i Michał Domański (osoby prowadzące projekt Bursa TR) są super dobrymi ludźmi (chyba idzie mi coraz gorzej?), z którymi po prostu mam ochotę coś robić. Ich obecność sprawia wrażenie zapraszającej, a robienie czegoś z nimi, widywanie się i spotkania wychodzą łatwo, ponieważ ich czuję i tak to właśnie działa. Może mają znaczenie podobieństwa i doświadczenie, a może długa praktyka TR–u skoncentrowana na włączaniu do działania osób z niepełnosprawnościami – wierzę, że ona wymaga czasu i nie można jej wprowadzić bez przekonania, w nagłych zrywach albo wybiórczo oraz wierzę też w to, że inkluzywność wymaga mnóstwa powtarzalnych ćwiczeń, bo to nie są skille, których nabywa się po jednym obowiązkowym szkoleniu, a raczej długa i ciężka praca, a może talent. Na pewno liczy się też wyobraźnia. Bardzo cenię pod tym względem TR Warszawa.

Mam opowiedzieć, jak wygląda nasza współpraca: w TR Warszawa trwają warsztaty, których tematem przewodnim jest neuroróżnorodność. Bursa TR to warsztaty z cyklu Teren Edu nawiązujące do tradycji projektów Teren Warszawa i Teren TR skierowanych do młodych artystek i artystów z Warszawy. Warsztaty prowadzi Michał Domański, który działa pod opieką merytoryczną Anny Rochowskiej, a ja jestem tak zwaną kuratorką warsztatów. Kiedy zaczynaliśmy współpracę, w TR Warszawa właśnie dobiegał końca inny projekt warsztatowy z uczniami szkół średnich zakończony spektaklem Autokorekta – naprawdę świetnym! Nabór do Bursy TR odbywał się w lutym i trwał do połowy marca. Uczestnikami projektu są studenci różnych kierunków nieteatralnych. Są to osoby nieneurotypowe i neurotypowe, które chciały się sprawdzić w działaniu performatywnym. W ramach warsztatów spotykają się dwa razy w tygodniu we wtorki i niektóre soboty. Nagrywają filmy, badają przestrzeń, dyskutują – biorą udział w interdyscyplinarnych ćwiczeniach wykorzystujących metody pedagogiki teatru, pracę z ciałem, tekstem oraz improwizację. Spotkania będą trwały jeszcze do końca czerwca. Na podstawie materiałów stworzonych przez uczestników w trakcie całego cyklu warsztatów przygotowuję tekst, w którym staram się zebrać ich myśli: co to właściwie znaczy, że ludzie są różni? Finałem projektu, a przynajmniej mojej obecności w TR Warszawa będzie tekst, który przygotuję, i z którym uczestnicy będą mogli dalej pracować (moje spojrzenie na ich pracę, perspektywa zewnętrzna). Mam dostęp do materiałów zebranych na dysku, brałam udział w jednym warsztacie, przygotowywałam krótkie teksty do social mediów TR Warszawa oraz tekst otwierający nabór. Pracuję z tekstem, to moja ulubiona rola, a poza tym przyglądam się ludziom – tak to wygląda.

Które spotkania były dla mnie najciekawsze i dlaczego: wszystkie były ciekawe, ale wiele było trudnych. Czułam, że dostałam szansę i muszę się sprawdzić, wykazać się, zrobić jak najwięcej czegoś, jak najbardziej artystycznie oraz nowocześnie oraz tak żeby wszystkim się to spodobało, bo nie chciałam nikogo zawieść, jeśli zostałam wybrana spośród wielu zgłoszeń. Spotkań z pracownikami instytucji było naprawdę dużo, a jeszcze więcej było propozycji spotkań, z których czułam się w obowiązku korzystać – do póki nie zostało mi wyjaśnione, że to nie polega na tym, że muszę „zaliczyć” wszystkie spotkania. Ale i tak było intensywnie, czasami było to jedno spotkanie po drugim i niektóre spotkania zakładały dalekie wyjazdy – chociaż nie jestem do tego przyzwyczajona, trudno jest mi być z ludźmi, to dla mnie wysiłek i prawie każde spotkanie odchorowuję, bo potrzebuję wiele czasu na regenerację i wyjście z trybu mobilizacji, z tych wielkich starań, żeby towarzysko robić wszystko dobrze i spełniać oczekiwania. Czasami czułam, że pomimo występowania w roli samorzeczniczki i osoby z lekkim stopniem niepełnosprawności, osoby, które spotykam, zapominają, że naprawdę jestem osobą autystyczną, a nie tylko interesuję się tym tematem.

Siedzibę Fundacji Kultury bez Barier bardzo trudno było mi w ogóle znaleźć, okazało się też, że nie zajmuje się ono dostępnością kultury dla osób w spektrum autyzmu, bo w jego zespole nie ma specjalistów pracujących w tym obszarze. Z Life on Wheelz trudno było mi się połączyć, a później rozmawiać z przerwami połączenia i domowym hałasem w tle. W Muzeum Narodowym czułam się zagubiona, nie wiedziałam dokąd iść, dość chaotycznie przebijałam się przez tłumne i hałaśliwe szkolne wycieczki w dużej ilości prawie niczego nie zapamiętując poza momentami swojej paniki. Stowarzyszenie „Z Siedzibą w Warszawie” zaciekawiło mnie i byłam pod wrażeniem przekazanych mi publikacji. Teatr 21 dobrze znam, widziałam wcześniej wszystkie jego realizacje, może uda nam się współpracować w przyszłości. Z niektórymi osobami było mi łatwiej, a z innymi trudniej. Pewnie nic nowego.

Najmniej przyjaznym miejscem paradoksalnie były dla mnie oprowadzania dla osób w spektrum autyzmu w Muzeum Sztuki Nowoczesnej: czułam się w trakcie bardzo zakłopotana, nie potrafiłam się odnaleźć, nie poczułam się włączona ani nie poczułam, że mam na to szansę. Grupa sprawiała wrażenie zamkniętej dla trzech stałych osób uczestniczących. To, że było to specjalne oprowadzanie dla osób w spektrum i że ja też jestem osobą w spektrum NIE sprawiło, że było mi lepiej, niż na zwykłym oprowadzaniu albo podczas samodzielnej wizyty w Muzeum i ciągle towarzyszyło mi uczucie, że to nie jest dla mnie. Oprowadzanie nie zaczęło się na czas (bo trzy stałe osoby nie dały rady dotrzeć na czas), nie było wiadomo, kiedy się skończy (było to uzależnione od chęci i potrzeb trzech stałych osób), a długie stanie pod wybranymi obiektami (które zainteresowały którąś z trzech stałych osób) było po prostu męczące i nudne dla mnie.

Moje wrażenia ze spotkań przewidzianych w programie są takie: wszystko jest trudne. Trudno jest być osobą z niepełnosprawnością, jest to trudne zarówno dla tej osoby jak i dla innych, którzy oczywiście bardzo się starają być pomocni i wspierający, ale jest to naprawdę trudne dla wszystkich. Niepełnosprawności, których nie widać, często wywołują podejrzliwość i są kwestionowane albo uważa się, że osoba, która ujawnia swoją niepełnosprawność jest chytra i robi to z powodu swojej chciwości, ponieważ chce dostać jakieś specjalne względy, wydrzeć dla siebie uwagę albo współczucie, że taka jest biedna, a przecież widzi, słyszy i chodzi, więc musi to być srogie oszustwo. Być może nie mówię teraz nic odkrywczego, ale czuję, że tak to wygląda, kiedy nie jest się dobrze przygotowanym i kiedy nie uwzględnia się możliwości występowania u innych osób niepełnosprawności, których nie widać, albo kiedy uwzględnia się tylko pobieżne obserwacje.

Najwięcej obaw budziła we mnie wyprawa do Torunia – byłam nią przerażona, ponieważ nie znałam planu, nie wiedziałam też, czy powinnam zgodzić się zostać na noc, czy jest to tylko uprzejme, grzecznościowe zaproszenie przewidziane wyłącznie do wypowiedzenia i odrzucenia oraz co zrobić, jeśli okaże się, że nie spodobam się osobom, które mnie zaprosiły. Nie zawsze umiem też przewidzieć moje reakcje: co, jeśli nie będę mogła być sama, a będzie to dla mnie za dużo, a oni pomyślą, że to ich wina i jeśli to ich będzie obrażać, jeśli będę zmęczona, chociaż chcę być miła, ale co, jeśli nie dam rady, MNÓSTWO dylematów, ale najgorszy to zawsze ten: co jeśli mnie nie polubią. Jednak prawda jest taka: nie znam lepszych osób. Nie chodzi o to, że dostaję od kogoś stypendium, więc teraz potrzebuję pochwalić tę osobę – ja nie robię takich rzeczy, obiecuję. Chciałabym jednak napisać, że to było najlepsze, co mogło mnie spotkać, że mogłam poznać te właśnie osoby.

Ze Stypendium im. Bogny Olszewskiej wyrasta wiele moich działań, a spotkania i współprace przewidziane w programie były dla mnie naprawdę dobrym punktem startu i były bardzo pouczające – chociaż nie zawsze łatwe. Ciągle robię coś wokół tematu naboru: program Bursa TR jeszcze trwa. W międzyczasie napisałam tekst do książki dla dzieci na temat neuroróżnorodności – mój tekst na podstawie filmu animowanego Loop został już zaakceptowany i jest po etapie redakcji, a książka zostanie wkrótce wydana we współpracy z Disney Pixar przez wyd. Olesiejuk. Poza tym: zostałam zatrudniona przez SAM Rozkwit, gdzie razem z galerią Stroboskop, Danielem Kotowskim oraz fundacją Wielozmysły organizujemy rezydencję w ogrodzie na temat dostępności działek ROD dla osób z niepełnosprawnościami. Wciąż jestem też osobą występującą w roli samorzeczniczki w spektrum autyzmu i to się pewnie nigdy nie zmieni ani nie skończy, bo za bardzo zależy mi na tym, żeby ludzie – szczególnie ci, którzy pracują z innymi ludźmi – dowiadywali się o tym, na czym to polega. Chociaż to trudne, wydaje mi się, że wszystkie spotkania w ramach projektu Stypendium były korzystne pod tym względem, że w ogóle mogliśmy się spotkać.

Dziękuję!

Dorota Kotas

[Joanna Musioł z cyklu "You don't look autistic". Dorota siedzi na czarno-białej podłodze w kuchni. Przed nią, jak na szachownicy, ustawione są nagrody literackie. Obok Doroty siedzi pies i kot.]